W
obecnej sytuacji w jakiej znalazła się UE nie ma czasu na podejmowanie
półśrodków i trwania przy "luźniej" polityce finansowej oraz utopijnej
zasadzie współdecydowaniu wszystkich o wszystkim. Dodatkowym
atutem by podjąć radykalne kroki jest olbrzymia akceptacja społeczna do
podjęcia działań mających w końcu przynieść efekty.
Wydaje
się, że polityka „luźnej” współpracy finansowej, nie opartej na
zasadach autorytarnych decyzji finansowych, stanowiących wymóg ich
wykonalności, musi doprowadzić do rozpadu nie tylko strefy euro ale i
całej Unii Europejskiej. To właśnie swobodne podejście do polityki
finansowej Grecji czy Irlandii doprowadziło do obecnej skali kryzysu.
Należy w tym miejscu przypomnieć raz jeszcze, że to brak kontroli nad
poczynaniami fiskalnymi Grecji był pierwszym ogniwem, doprowadzając do
obecnych problemów tego kraju.
Każdy
kraj, wstępując do jakiegoś układu czy wspólnoty, musi zaakceptować
reguły w nim obowiązujące i nakazy, które z tego faktu wynikają. Polska,
wstępując do UE zrzekła się pełnej niezależności w wielu aspektach
gospodarczych, a także swobody w ustanawianiu aktów prawnych. Zatem
obecnie nie ma sensu bronić niezależności w kwestiach, które i tak nie
są zależne od Warszawy. Tymczasem szef polskiego rządu, mimo to, stara
się za wszelką cenę bronić poczucia współdecydowania wszystkich o
wszystkim wewnątrz UE, co prowadzi jedynie do kolejnego impasu podczas
każdego kolejnego szczytu unijnego, a to z powodu analogicznych działań
innych rządów w myśl tej utopijnej zasady.
Obecnie
największym problemem unijnym jest brak ostatecznego zaakceptowania
dominacji wspólnoty nad poszczególnymi państwami. Sytuacja, w której
istnieje jedna waluta i kilkunastu ministrów finansów, którzy swobodnie
decydują o poziomie zadłużenia, manipulując przy tym jego wielkością za
pomocą sztuczek księgowania długu, jest kuriozalna.
W
UE nie ma i nigdy nie było równości. Prym zawsze wiodła najsilniejsza
gospodarka, a zatem Niemcy. Obecnie to Niemcom najmniej zależy na euro,
bo to jedyny kraj, który mógłby w miarę bezboleśnie powrócić do marki.
Nie można zatem oczekiwać, aby Niemcy bezustannie zgadzały się na
"dopłacanie" do kasy UE, z której pozostałych 16 ministrów zabiera, a
potem każdy na swój sposób rozporządza tymi pieniędzmi. W chwili obecnej
jakiekolwiek próby sięgania po zasady równości wszystkich członków UE
są stratą czasu, który z każdym dniem przybliża wspólnotę do
ostatecznego rozpadu. Strach przed reakcją opinii publicznej póki co
zdaje się być silniejszy niż faktyczna troska i realne próby wydobycia
UE z kryzysu.
Należy
jednak zadać sobie pytanie czy społeczeństwo łatwiej zaakceptuje
ustępstwa w decydowaniu o własnym budżecie, czy obraz nędzy, który
obecnie już obserwujemy w Grecji? Co doprowadzi do fali zamieszek, które
mogą ogarnąć wszystkie kraje UE? Dyscyplina finansowa, czy krach strefy
euro?
Wprowadzenie
rygoru finansowego jest elementem niezbędnym i najważniejszym choć nie
wystarczającym, by ocalić UE. Jednak bez jego wdrożenia nie ma sensu
podejmowanie jakichkolwiek innych działań bo nie przyniosą one skutku.
Reforma
fiskalna zakłada sankcje za przekroczenie rocznego deficytu
strukturalnego o 3% nominalnego PKB. Sankcje, choć ochoczo krytykowane,
są jednak niezbędnym elementem nacisku na wykonywalność założeń. Jeszcze
w latach 80. Polscy ekonomiści za główną wadę socjalistycznego systemu
gospodarczego, wymagającą natychmiastowej zmiany uznali brak możliwości
bankructwa zakładu pracy, co prowadzi do braku dyscypliny finansowej. A
zatem widmo kary, jak i widmo bankructwa, to, jak się wydaje, jedyne
narzędzia dyscyplinujące rozpasanie fiskalne, zalecane zarówno w
gospodarce planowej, jak i wolnorynkowej.
W
przypadku braku szybkich i zdecydowanych kroków można być niemal
pewnym, że Europę czeka fala wystąpień ulicznych i manifestacji które
mogą przybrać niebezpieczny wymiar. Radykalizmy pojawiające się w
momencie kryzysu mogą przyjąć różne formy. Tym samym można zarysować przynajmniej trzy możliwe scenariusze rozpadu UE wskutek:
-
niepokojów wywołanych przez lewackie ugrupowania, nie posiadające
wyraźnego programu politycznego i naprawczego (wzorem ruchu oburzonych);
- niepokojów wywołanych przez prawicowe grupy szukające winy po stronie zbyt szerokich programów socjalnych, obejmujących mniejszości narodowe;
- niepokojów wywołanych przez mniejszości narodowe i religijne (głównie islamistów), których kryzys może dotknąć w pierwszej kolejności.
- niepokojów wywołanych przez prawicowe grupy szukające winy po stronie zbyt szerokich programów socjalnych, obejmujących mniejszości narodowe;
- niepokojów wywołanych przez mniejszości narodowe i religijne (głównie islamistów), których kryzys może dotknąć w pierwszej kolejności.
Istnieje
także realny scenariusz łączenia się rożnych ekstremów. W obliczu
wspólnego wroga (problemu) istnieje obawa przed próbą połączenia sił w
celu wspólnej walki z określonym wrogiem.
Grupy
lewackie obecnie coraz częściej czerpią z radykalnych ideologii
islamskich. Ostatnio można spotkać próby czerpania przez lewicę wzorców
z państw arabskich, które są naturalnym przeciwieństwem znienawidzonego
przez te grupy świata Zachodu. Można zatem spodziewać się połączenia
sił lewackich z mniejszościowymi grupami islamskimi, co przyniosłoby
katastrofalne skutki.
Nie
ma zatem czasu. Idealistyczne założenia konserwatystów, mówiące o
demokratycznym stanowieniu społeczeństw we wszelkich zmianach traktatu
UE nie są możliwe do przeprowadzenia. Rządy poszczególnych państw muszą
same podjąć szybkie decyzje i kroki, jakich wymaga powaga sytuacji.
Bezustanne debaty publiczne, referenda i szeroki udział ogółu w
kształtowaniu oblicza UE to obecnie szybka droga do katastrofy.
Istniały
w historii momenty, gdzie decyzje podejmuje się szybko i jest się z
nich później przez historię rozliczanym. Do tego służy mandat otrzymany
od społeczeństwa w demokratycznych wyborach - mandat do podejmowania
działań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz